Post by Eneuel Leszek CiszewskiPost by AdamBo we wskazanym czasie musisz nie tylko ściągnąć, ale
zainstalować i zarejestrować program - tak działa zarówno
giveawayoftheday.com jak i game.giveawayoftheday.com
W celu jakim, skoro mogę to ściągnąć także teraz -- i zainstalować?...
Giveawayoftheday polega na tym, że na jeden dzień (czasami 2 dni) jest
wystawiony komercyjny program, do ściągnięcia za darmo. Ale w
wyznaczonym czasie należy go zarówno ściągnąć jak i zarejestrować.
Post by Eneuel Leszek CiszewskiPost by AdamObejrzałem Twój plik i nie znalazłem nic niepokojącego, nawet
amplituda nie jest nazbyt duża.
Nazbyt duża nie jest? A jaka jest? Bo ja też obejrzałem i nie
mam żadnych wątpliwości co do tego, że plik został celowo tak
skonstruowany, aby ogłuszyć, być może nawet na zawsze i zupełnie.
http://leszekc.w.tkb.pl/Castor/AEDHz.PNG
http://leszekc.w.tkb.pl/Castor/AEDd.PNG
Obejrzyj sobie inne pliki...
I porównaj z tym...
Zobacz analizę:
Loading Image....html
Maksymalny poziom to ok. -25dB i występuje dla 0,5kHz. Dla 16kHz poziom
w piku poniżej -90dB. To bardzo mało.
Post by Eneuel Leszek CiszewskiDo tej pory każdy krok skutkuje wrażeniem/dźwiękiem przypominającym
,,brzdąkaniem przykrywki o garnek''. Dźwięk SMS poszedł w moje
jedyne zdrowe (lewe) ucho. Prawe ucho przez wiele lat nie słyszało,
na co mam (chyba mogę mieć) świadków z czegoś na kształt pogotowia
ratunkowego.
Post by Adamfuzzowanie telefonu i Twoje schorzenie, które nadmiernie zareagowało
na ten przypadek.
Jakie schorzenie masz na swej myśli?
Był tam (w lewym uchu) kiedyś niedosłuch bodajże na 2 kHz.
(niedawne badanie z Olecka tego ubytku nie już wykazuje)
Tuż po SMSie ucho przestało słyszeć a do wieczora wróciły
tylko tony niskie i do tej pory mam kłopoty z tonami wysokimi.
I co masz na myśli, gdy piszesz ,,fuzzowanie telefonu''.
Fuzz - to w akustyce obcięcie wierzchołków przebiegu sygnału:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Overdrive
Chodziło mi o to, że u Ciebie (a raczej w Twoim telefonie) mogło
nastąpić przesterowanie wejścia wzmacniacza, który w wyniku tego mógł na
wyjściu dać nawet sygnał prostokątny z harmonicznymi - co może być
przykre w odbiorze a nawet szkodliwe.
Jeśli masz jakiś generator dźwięku, to próbnie możesz wygenerować kilka
dźwięków o tej samej amplitudzie, ale różnym przebiegu. Od strony
elektrycznej będzie takie samo natężenie dźwięku, jednak dla ludzkiego
ucha dźwięk sinusoidalny będzie się wydawał dużo cichszy, niż dźwięk
prostokątny.
Post by Eneuel Leszek CiszewskiPost by AdamZdróweczka życzę :)
Dzięki i nawzajem.
Post by AdamP.S.
Masz już przynajmniej biurko pod kompa?
Nie jest mi potrzebne -- korzystam z notebooka, leżąc
na łóżku, jako że nie mogę zbyt długo :) siedzieć,
gdyż mam uszkodzony kręgosłup. :) Nie mogę długo
siedzieć, nie mogę biegać, nie mogę długo leżeć
bez ruchu... Mogę chodzić... :) Mogęćwiczyć...
Uraz akustyczny popsuł mi pobyt w sanatorium, gdzie ,,reperowałem'' kręgosłup.
Użyłem cudzysłowu, gdyż ,,reperacja'' oznacza wzmacnianie tak zwanego gorsetu
mięśniowego kręgosłupa, relaksowanie się (,,połowa'' zajęć to właśnie różne
,,relaksacje'', czyli pogawędki i ,,leżenie bykiem'' połączone ze słuchaniem
łagodnej muzyki) i godzenie się z tym, że ,,nie ma opcji autoreperacji dysków'',
jak i nie ma opcji zrastania się zębów czy odrastania uciętych palców. :)
Byłem 2 razy po roku czasu w sanatorium w Zakopanem/Kuźnicach. Było to
już trochę temu, bodajże w 6 i 8 klasie. Ja nie byłem jeszcze
"połamańcem" ;) tylko rehabilitacja na skrzywienie (kyphoscoliosis
scheuermann-a). Gorzej mieli ci, co byli na operacjach na kręgosłup:
kilka miesięcy (lub lat) przygotowywań, operacja, później rehabilitacja,
czasem też kilka tygodni nauki chodzenia - bo delikwent wracał po
operacji np. 20 cm wyższy ;)
Post by Eneuel Leszek CiszewskiWpływ sanatorium na stan zdrowia zaskoczył mnie -- mimo urazu akustycznego,
kładącego mnie zupełnie na tak zwane łopatki, czułem się tam doskonale.
Dopiero powrót tutaj uświadomił mi wpływ sanatoryjnej ,,indoktrynacji'',
czyli stałego/ciągłego ,,wbijania w głowy'' wyroku: uszkodzony dysk
nie może być zreperowany zachowawczo, dlatego należy przebudować całe
życie tak, aby schudnąć (trwale pozbywając się starych, luźnych ubrań),
stale ćwiczyć i zrezygnować z noszenia czegokolwiek poza sobą. :)
Ja się nie słuchałem lekarzy ;)
Lekarze zalecali nie przemęczać się, nic cięższego (niż szklanka wódki
;) - dopisek mój) nie podnosić. Ja nigdy na to nie zwracałem uwagi. U
rodziców w szklarniach zapier...ło się cały dzień (w wakacje), albo po
przyjściu ze szkoły do nocy. W zimie jednoosobowo wrzucałem koks do
podręcznego magazynku przy kotłowni. Podręczny magazynek miał pojemność
ok. 35 ton. Dziennie szło w zimie przy wietrze do 4 ton, przy dobrej
pogodzie poniżej tony. Najgorzej było przy temperaturze ok. zera - w
dzień roztopniało, wieczorem przychodził mróz. Jak wróciłem ze szkoły,
trzeba było coś zjeść, później wziąć kilof, zrąbać kilkanaście ton koksu
i przewieźć z placu do magazynku.
Ale teraz nadal czuję się w miarę dobrze. Na czwarte piętro (bez windy)
wniosę ciężki komputer bez zasapania, a ludzie często młodsi ode mnie po
wejściu (bez obciążenia) wyglądalją jakby właśnie weszli na Giewont ;)
Przy okazji - odnośnie tematów sanatoryjnych:
Poczytaj wspomnienia Staszka Grzesiuka w książce "Na marginesie życia".
Ciekawy obraz polskiej medycyny powojennej (Staszek nabawił się gruźlicy
przez pobyt w obozie koncentracyjnym).
Sanatoryjne rozmowy pacjentów:
"- To znaczy jednak, że odma pomaga?
- Jeśli się uda. Często okazuje się, że była nieskuteczna i dziura
wyłazi z powrotem. Ale najgorsza jest przepalanka.
- Musi mi pani zrobić wykład, co to jest, bo ja ze słowem ,,przepalanka”
kojarzę tylko gatunek wódki - bagatelizowałem mimo przykrych perspektyw
na najbliższą przyszłość…
- Wkłuwają się do klatki piersiowej i przepalają zrosty, miejsca, w
których płuco przyrośnięte jest do opłucnej."
Post by Eneuel Leszek CiszewskiSanatorium to szpital uzdrowiskowy, ale nie ma tam mowy o uzdrawianiu, gdyż
uzdrowisko nie podpisało kontraktu (z Bogiem oczywiście) na czynienie cudów...
Operacja (na żywca!!!) we wspomnieniach Staszka Grzesiuka:
"Oto mój doktor. Krótkie przygotowanie. Znieczulenie i już skalpelem,
przecina mi ciało po lewej stronie w górnej części piersi. Czułem, ale
nie bolało. Znów przygotowanie. Staram się zobaczyć, co tam szykują, i
widzę, jak doktor bierze metalową rurkę grubości chyba 8 mm i wkłada do
niej pręt metalowy zaostrzony na końcu w czworoboczny stożek. Niezły
szpikulec...
- Niech pan nie podgląda - radził doktor - bo może się pan zdenerwować.
- Doktorze, nie ma obawy...
- Proszę już nie mówić, bo będę się wkłuwał.
Poczułem napór, trzeszczenie i ból rozsuwanych szpikulcem żeber, a gdy
doktor wciąż nie wydawał polecenia wypuszczenia oddechu, zapytałem: -
Wlazło już do środka? Można oddychać?
- Proszę nic nie mówić teraz! - krzyknął doktor.
Miałem ochotę gadać jeszcze, ale już zeszło się kilku lekarzy, zaglądali
w turę, radzili i kręcili rurą tak, że miałem uczucie, jakby mi chcieli
żebra wyrwać."
Post by Eneuel Leszek CiszewskiDo tego stopnia posunięto tę indoktrynację, ;) iż zaangażowano
psychologa z utraconym palcem, aby dobitniej uświadomić nam, iż
pewne straty nie mogą być powetowane, odzyskane, naprawione itd...
Słuchacz widząc trwale okaleczonego psychologa, uzmysławia sobie
stan zdrowia swego kręgosłupa ,,obrazowo'', że tak to określę...
Psycholog fizycznie wiele nie zaszkodzi. Ale lekarz może - następny cytat:
"Siadam na stołku, a za moimi plecami stoi pielęgniarka. Doktor szykuje
grubą igłę, strzykawkę, podnoszę prawą rękę i kładę dłoń na głowie.
Doktor wbija igłę, ciągnie tłok strzykawki, lecz nic nie wychodzi. „Nie
trafiłem igłą do komory ropnej - mówi doktor półgłosem, jakby sam do
siebie. - Zrobimy jeszcze raz”. Igła wciąż siedzi w skórze, ale teraz
wbija ją w ciało, nadając jej trochę inny kierunek. Ciągnie strzykawką i
znowu nic. Teraz zaczyna się zabawa. Doktor wbija igłę, a ja liczę, ile
razy. Dwanaście, piętnaście - już robi mi się ciemno w oczach i jestem
zmęczony - szesnaście, siedemnaście i... - Nic pana nie boli? - pyta doktor.
Nie, ale robi się ciemno w oczach i...
Prawa ręka drgnęła silnie, doktor błyskawicznie wyrwał igłę, pchnął mnie
do tyłu, usłyszałem jeszcze tylko, jak krzyknął: „Chorego głową na
dół!”, i zemdlałem."
Polecam Ci przeczytanie wszystkich trzech książek Stanisława Grzesiuka:
życie tuż przed wojną w Warszawie, życie w obozach koncentracyjnych i
życie po wojnie.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanisław_Grzesiuk
Post by Eneuel Leszek Ciszewski-=-
Obejrzałem dziś (wczoraj) masę różnych telefonów komórkowych i muszę
stwierdzić, że Monster jest najbardziej parszywym z nich wszystkich,
choć akurat żółty ekran (na oko około połowa ekranu) miał stary,
wysłużony (macany przez masy ludzkie) Smasung (chyba SGII) leżący
w MediaMarkt, a inne Samsungi miały ekrany miejscami lekko zażółcone...
Porównanie OLEDów (Samsungów) czy ekranów Alcatela z Monsterem
jest szokujące. Porównanie rozdzielczości HD z rozdzielczością
Monstera także -- Monstera czytam z dużym trudem, podczas gdy
Samsungi czytam bez trudu...
Monster na trwałe zraził mnie do Chińczyków z PRC...
Aktualnie mam Samsunga Galaxy S3 i jestem zadowolony - wreszcie widzę,
co jest na ekranie ;)
Wcześniej używałem (mam go nadal i nie sprzedam) Samsunga Wave -
pierwszą wersję (S8500) Też niegłupia maszynka - ale ja mam specyficzne
wymagania ;) Oprócz dzwonienia i SMS-owania potrzebowałem dostęp do
poczty przez POP3. Ale też często używam telefonu w charakterze
odtwarzacza filmów na jakichś wyjazdach. Oczywiście nie na ekraniku,
tylko podpinanego do TV. Zarówno Wave jak i Galaxy 3 mają wyjścia video.
Co prawda Galaxy ma tylko HDMI, ale mam przejściówkę na Composit/SCART.
--
Pozdrawiam.
Adam